Dzisiaj Niedziela Męki Pańskiej – Niedziela Palmowa. Dzisiaj (na uroczystych Mszach świętych) czyta się dwie Ewangelie: jedna – czytana na początku podczas poświęcenia palm – mówi o królewskim wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy a druga – już w czasie Mszy świętej – stanowi opis Męki Pańskiej, często w naszych kościołach czytany z podziałem na role. W historii Izraela odbywały się różne wjazdy królewskie do Jerozolimy. Przeważnie łączyły się one z najazdami, okupantami i ludzką pychą, która w ten sposób chciała upokorzyć zdobyte miasto. Tak wjeżdżał do Jerozolimy faraon Necho, król Nabuchodonozor czy król Antioch. Podobnie, być może nawet w ten sam dzień, wjeżdżał do Jerozolimy ze swoimi wojskami Poncjusz Piłat, który zawsze na Święto Paschy przybywał do stolicy, żeby pilnować porządku, ale także pokazać, kto tu rządzi. Były też dwa inne wjazdy za czasów króla Dawida. Najpierw do Jerozolimy sprowadzano Arkę Przymierza. Można powiedzieć, że to sam Bóg przybywał wtedy do miasta. Ludzie szli całą procesją z radosnymi śpiewami i tańcami, a sam król złożył swoje ozdobne szaty przed Bogiem. Drugi taki wjazd odbył się już pod koniec życia Dawida. Wtedy to na jego osiołku wjechał do stolicy książę Salomon, który był tedy słaby i wątły, żeby objąć władzę w mieście, w którym rządził już samozwańczo książę Adoniasz – starszy przyrodni brat Salomona.

Kiedy Pan Jezus wjeżdżał do Jerozolimy, spełniły się proroctwa zapowiadane przez te dwa historyczne „wjazdy”. Oto do swojej świątyni przybył Bóg. Tak jak dawniej był On ukryty w obłoku spoczywającym na Arce Przymierza, tak teraz majestat Boży ukrywa się w cielesnej postaci Jezusa z Nazaretu. Tak jak dawniej wierni towarzyszyli bogu w radosnej procesji, tak dzisiaj uczniowie idą z Nim z gałązkami palmowymi. Tak jak dawniej swoje szaty złożył sam król, tak dzisiaj swoje szaty składają przed nim apostołowie. Tak jak głosiły zapowiedzi mesjańskie Pan Jezus wjeżdża z Góry Oliwnej przez Bramą Złotą na wzgórze świątynne. Jest więc Bogiem i Mesjaszem – Zbawicielem. Kiedy wcześniej upominał ludzi, żeby Go tak nie tytułowali, dzisiaj się nie broni, tylko daje świadectwo prawdzie o sobie. Tak jak w przypadku młodego Salomona, Pan Jezus jako król wjeżdża do swojej stolicy. Stolica ta nie jest wolna, ale opanowana przez różnych uzurpatorów: Rzymian reprezentowanych przez Piłata i jego wojsko oraz arcykapłanów i faryzeuszy, którzy „zasiedli na katedrze Mojżesza”. Żaden Rzymianin i żaden faryzeusz nie miał prawa do władzy w Jerozolimie, bo nie byli potomkami króla Dawida. A Pan Jezus – kiedy weźmiemy pod uwagę Jego ludzki rodowód – był w prostej linii potomkiem króla. Był On, nawet z ludzkiego punktu widzenia, Dziedzicem Jerozolimy i królestwa Izraela. Pan Jezus przybył w pokoju do miasta, które „nie rozpoznało czasu swojego nawiedzenia”. Choć uczniowie Pana Jezusa i przybysze z Galilei i z innych stron, włączyli się w ten tryumfalny wjazd, to jednak samo miasto i jego władze były nastawione wrogo. Tymczasem Pan Jezus nie przybył, żeby zasiąść na tronie w Jerozolimie, ale żeby zakrólować na krzyżu. Nie interesowały go ani szaty królewskie ani złota korona, bo wiedział, że będzie okryty purpurą pogardy i swojej własnej krwi, a ukoronowany szyderstwem i cierniami. W Starym Testamencie, kiedy ktokolwiek dotknął Arki przymierza skrywającej majestat Boga, zaraz ginął na miejscu porażony ogniem. Teraz miało być inaczej: Arka Przymierza, którą było Ciało Chrystusa, została zniszczona, a wtedy ukazała się pełna Chwała Boża w zmartwychwstaniu.

Kiedy na jednej Mszy św. czytamy dwie tak różne od siebie Ewangelie: W jednej brzmi radosne „hosanna!”, a w drugiej złowieszcze „ukrzyżuj!”, zastanawiamy się, jak mogło do tego wszystkiego tak szybko dojść? Jak to wszystko mogło tak szybko się potoczyć? Otóż faryzeusze i uczeni w piśmie dobrze wiedzieli, jak należy wszystko zorganizować. Dobrze wiedzieli, że Jezus, tak jak każdy człowiek, jest w oczach innych odziany w szatę godności ludzkiej, szacunku i poważania, jakimi otaczają Go bliźni, a w jego obronie stoją jego słowa i czyny, których dokonał. Tak odzianego i bronionego człowieka nikt nie zabije, a nawet nie uderzy. Wiele razy tak już było, że strażnicy Świątyni nie byli w stanie wykonać rozkazu aresztowania na osobie Pana Jezusa. Trzeba więc Go było najpierw odrzeć z tych duchowych szat. W dzisiejszym języku powiedzielibyśmy – zrobić Mu negatywny PR. Zatem trzeba było znaleźć Judasza – zdrajcę w Jego otoczeniu, znaleźć fałszywych świadków, podpuścić motłoch, żeby krzyczał bezmyślnie, znaleźć kontr-bohatera Barabasza, doprowadzić do śmiechów, szyderstwa i plucia na Chrystusa, zaatakować Go głupotą Heroda, a Piłata nie przekupić złotem czy obietnicami, ale tym, co najbardziej działa na władców: lękiem o utratę świętego spokoju i stanowiska. Kiedy to wszystko zastosowano, Pan Jezus był po ludzku bezbronny. Człowieka zdradzonego, wyśmianego, oplutego i oskarżonego, który ma przeciwko sobie cały tłum, można śmiało bić, biczować, ukoronować cierniem i przybić do krzyża. Kiedy zdarło się z Niego szatę godności i szacunku, wtedy polała się Jego krew. Wyrok wydano i wykonano medialnie zanim jeszcze Piłat ostatecznie go podpisał. My – zgromadzeni dzisiaj w kościołach – poczujmy na sobie mękę Mistycznego Ciała Chrystusa, która trwa także dzisiaj. Zawsze najpierw leją się pomyje i jad, a potem leje się krew.

Ks. B.Krzos 

logo

caritas

Liturgia na dziś

Copyright © 2024 Parafia Św. Józefa w Sandomierzu. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Joomla! jest wolnym oprogramowaniem wydanym na warunkach GNU Powszechnej Licencji Publicznej.
DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd