Kochani

         Dzisiejsza Ewangelia ukazuje dwóch apostołów: Jakuba i Jana. Chcieli oni „załatwić” sobie u Pana Jezusa pierwsze miejsca w Jego Królestwie. Pan Jezus wyjaśnia im, że pobłądzili w takim myśleniu.

Postawa tych dwóch apostołów przypomina trochę postawę współczesnych ludzi. Starsze osoby, które uczęszczają na nabożeństwa różańcowe mówią, że kiedyś chodziło więcej ludzi, a dzisiaj, zwłaszcza młodzieży, to się już nie chce. Oj nie prawda, że młodym ludziom się dzisiaj nie chce. Kiedy się widzi ludzi biegających nad ranem, spoconych na siłowniach, podejmujących kolejne kierunki studiów, korepetycje, dodatkowe zajęcia, dodatkowe prace, biegłych w komputerach czy w obcych językach, czytających grube książki jedna na tydzień, to nie można powiedzieć, że się im nie chce. Kiedy się widzi rozpadające się małżeństwa rok po ślubie, kolejni do orzeczenia nieważności, żeby tylko nie stracić życia, to widać, że czegoś się jednak chce. Tylko czego oni szukają, czego „im się chce”? Otóż modne stało się inwestowanie w siebie, we własny samorozwój, bo będąc w pierwszej połowie życia chce się wycisnąć z niego jak najwięcej. Właśnie z tego życia, bo w inne się już chyba nie wierzy. Podobne myślenie udzieliło się niestety Apostołom.

Scena z dzisiejszej Ewangelii rozegrała się w drodze do Jerozolimy, gdzie spodziewali się rozegrania ważnych wydarzeń. Przypomina mi się artykuł o rewolucji październikowej, który kiedyś przeczytałem. Otóż przywódca Lenin nie był nigdy sam. Cały czas krok w krok chodzili za nim jego zwolennicy. A dlaczego chodzili? Bo nie wiadomo kiedy, w przejściu czy przy obiedzie, jak się dobrze porozmawiało, to można było otrzymać ministerstwo albo władzę nad obszarem wielkości Polski. Podobnie o wiele lat wcześniej zrobił karierę młody oficer Bonaparte, bo kiedy wraz z oddziałem uratował życie rewolucyjnemu rządowi mianowano go generałem i powierzono dowództwo armii we Włoszech. Apostołowie chyba też myśleli, że zaczął się jakiś marsz na stolicę, że teraz Pan Jezus obejmie władzę i zbuduje królestwo tu na tej ziemi, więc warto się koło Niego trzymać, albo zanim jeszcze zacznie wyznaczać ministrów, już sobie te pozycje „zaklepać”. Pan Jezus myślał jednak zupełnie inaczej i pokazał uczniom, że błądzą.

Po pierwsze trzeba zauważyć, że takie ambitne myślenie dzieli ludzi. Przecież ci dwaj bracia musieli wcześniej sami, bez innych Apostołów umówić się, że poproszą Pana Jezusa. A więc co innego było w rozmowach wszystkich, a ukradkiem w parze knuli swoje plany. Zresztą kiedy ich zamiary wyszły na jaw, pozostali się na nich obrazili. Pan Jezus zareagował od razu: przywołał wszystkich do siebie. Kiedy ludzie są poróżnieni i skłóceni na nic się zda przyciskanie ich nawzajem do siebie, to jakby zamknąć psa i kota w jednej klatce. Zjednoczyć ich może na powrót tylko zbliżenie do wspólnego celu, wspólnej wartości. Tutaj tą najwyższą wartością okazał się sam Pan Jezus. Warto o tym pomyśleć, kiedy chcemy pogodzić się w rodzinie, w sąsiedztwie czy jakiejkolwiek grupie. Zjednoczymy się znów, jeśli razem będziemy zbliżać się nie do siebie, ale do wspólnej wartości, najlepiej do Chrystusa.

Pan Jezus pokazuje, że w Jego królestwie nie rządzi się na sposób Pana tylko na sposób sługi. Ksiądz Węgrzyniak – specjalista od Pisma Świętego – mówił, że Pan Jezus odradza panowanie nad innymi. Używa tu tego samego słowa, którego użył Pan Bóg kiedy Adam i Ewa mieli panować nad ziemia i zwierzętami. Nawet jeśli sprawuje się jakąś kierowniczą funkcję, to w Królestwie Bożym nie panuje się nad innymi tak jak człowiek panuje nad rzeczami i zwierzętami. Nie uchodzi, żeby jeden człowiek drugiego sprowadzał do roli przedmiotu lub zwierzątka – maskotki czy zabawki. Tak nie wolno postępować z człowiekiem. Zamiast tego należy panować na wzór sługi. Sługa to ktoś, kto zna potrzeby swojego pana i o nie się troszczy. Jeśli chcę dobrze prowadzić innych ludzi: w rodzinie, w pracy, we wspólnocie, w Kościele, w jakiejkolwiek grupie, to powinienem słuchać ich, patrzeć na nich, dotrzeć do ich serca, zrozumieć, jakie mają prawdziwe i głębokie potrzeby. Nie chodzi o spełnianie zachcianek, ale o dostrzeżenie, jakiego dobra inni potrzebują. Nie tylko dostrzeżenie, ale i zatroszczenie się o to dobro dla bliźnich. Kiedy troszczę się o dobro bliźnich, tak naprawdę w oczach Boga jestem władcą, choćbym w oczach ludzi zajmował najniższe stanowisko. Taki powinien być sposób prowadzenia wspólnot w Kościele.

Mentalność Apostołów zmieniła się w czasie Ostatniej Wieczerzy, kiedy Pan Jezus umywał im nogi, a także w godzinie Golgoty. Tutaj zrozumieli czym jest kielich, który trzeba wypić. Mówi się, że zanim pozna się dogłębnie drugiego człowieka, to trzeba zjeść beczkę soli, a ponieważ sól je się po troszku, chodzi o długi czas. Pan Jezus mówi, że trzeba wypić kielich goryczy zanim nauczymy się znać potrzeby bliźnich i umieć się o ich dobro troszczyć. Takiego kielicha też nie da się wypić duszkiem. Apostołowie Jakub i Jan odrobili swoje zadania. Pierwszym papieżem został Piotr, a pierwszym biskupem Jerozolimy inny Jakub, tzw. „Mniejszy”. Św. Jakub za to pierwszy z Apostołów oddał życie za Chrystusa, a Jan już w czasie wieczerzy spoczywał głową na Jego piersi z miłości z nie z chęci władzy. Na każdego i każdą z nas przychodzą takie lekcje w życiu. Korzystajmy z nich.

logo

caritas

Liturgia na dziś

Copyright © 2024 Parafia Św. Józefa w Sandomierzu. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Joomla! jest wolnym oprogramowaniem wydanym na warunkach GNU Powszechnej Licencji Publicznej.
DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd