Kochani

          W dzisiejszej Liturgii Słowa słyszymy o postawie kolejnych niewdzięcznych ludzi. Poprzednio było o robotnikach w winnicy, którzy nie chcieli oddawać należności Właścicielowi. Dzisiaj jest o ludziach, którzy wzgardzili zaproszeniem na ucztę weselną królewskiego syna.

          Na początek trzeba wyjaśnić, że w tamtych czasach zaproszenie miało dwa elementy. Najpierw wysyłało się informację do ludzi, że będzie uczta i że zostali zaproszeni, ale nie podawano konkretnego terminu. Dopiero kiedy uczta była przygotowana, słudzy spraszali gości. W naszych czasach człowiek zazwyczaj wszystko planuje i podróżuje. Wtedy większość ludzi pracowała u siebie i spędzała czas w domu, więc nie był to problem taki, jaki mielibyśmy dziś.

          Dziwne wydaje się, że ktoś nie chciał iść na królewską ucztę. Może nas nie dziwić, jeśli ktoś nie chciałby powiedzmy pracować w winnicy albo oddać panu należnych mu dochodów, bo chciał je zachować dla siebie. Dlaczego jednak ktoś nie chciał iść na ucztę, w tamtych czasach nie wiązało się to przecież z prezentem, więc skąd ten opór? Pan Jezus przez tę przypowieść chce pokazać, że to nie samo wezwanie jest problemem dla ludzi, nie zadanie, czy powołanie które mają do wykonania, ale tylko Osoba wzywającego. Nie od dziś wiadomo, że Pan Bóg niektórych ludzi po prostu drażni. Obojętnie do czego by wzywał, obojętnie co by oferował, nie odpowiedzą życzliwie, bo mają uraz do Pana Boga. Są na tym świecie ludzie, którym nie podoba się absolutnie nic związanego z religia. Nie podoba im się jak wymaga, nie podoba im się jak na coś pozwala, nie podoba im się działalność charytatywna, nie podoba się kiedy są modlitwy, nie podoba się kiedy nie ma, itp. Jak inaczej wytłumaczyć zachowanie ludzi, którzy zaproszeni na ślub kogoś bliskiego lub znajomego nie wejdą za nic do kościoła tylko przyjadą na samo wesele, które przecież jest już po wszystkim? Przecież powinni być obecni, jeśli nie z powodu religii, to przynajmniej z szacunku dla zapraszających.

          W naszych, ludzkich realiach zaproszenie na przyjęcie jest znakiem bądź to uszanowania zaproszonego, bądź to chęci zbliżenia się do niego, nawiązania relacji, przyjaźni, okazania mu życzliwości. Być może Król z Jezusowej przypowieści chciał nie tylko pokazać, że chce się przyjaźnić ze wszystkimi, ale zachęcić zaproszonych, żeby odnowili albo nawiązali z nim relacje. Podobnie działa Bóg wobec nas. Jeśli z jakiejś przyczyny nasze relacje z Bogiem osłabły, zanikła codzienna modlitwa, coraz rzadziej pojawiamy się w kościele, itp., to właśnie święta i uroczystości są okazją do odnowienia przyjaźni z Panem Bogiem. Czemu tak niewielu z nas z tego korzysta? Odpowiedź daje dzisiejsza Ewangelia: wielu po prostu nie wyraża zainteresowania.

          Ks. Bp. Janusz Mastalski zauważył tam ciekawą rzecz: Najpierw zaproszeni znajdowali jakieś wytłumaczenia: jeden miał pole, drugi swoje kupieckie zajęcia, ogólnie woleli robić coś innego. Potem jednak, kiedy Król przysyłał kolejne sługi, zaczęło się robić niemiło: niektórzy bili sługi Króla a niektórzy nawet pozabijali. Zacietrzewienie i opór, a wręcz bunt wobec Króla był tak wielki, że odebrał im rozum. Kto normalnie myślący wyrządzi krzywdę słudze własnego Króla? Przecież wie, że nie ujdzie kary. Można tu wyprowadzić pewien wniosek: problemem nie są zajęcia zaproszonych, które przeszkadzają im w przyjściu. Problemem są oni sami. Wiemy przecież, że jeśli nam na czymś naprawdę zależy, to problemem nie będzie zła pogoda, inne zajęcia, nawet wolne z pracy weźmiemy i dojedziemy w inne miejsce jeśli trzeba. Weźmy pod uwagę koncerty ulubionych zespołów, albo spotkanie z człowiekiem, od którego zależy moja praca lub na kim mi naprawdę zależy – jesteśmy w stanie jako ludzie pokonać wiele przeszkód, jeśli nam na czymś naprawdę zależy. 

Ta przypowieść o zaproszonych na ucztę pokazuje, że zaproszenie Boga, który tutaj występuje jako Król, nie godzi w nic z naszych spraw i codziennych zajęć. Jedyne w co uderza, to w nasze ego, które nas bardzo zniewala. Zaproszenie Boga nie sprawia, że coś tracimy czy mamy trudności, ale że w danej chwili to moje dumne JA nie decyduje o wszystkim, że cały świat nie kręci się wokół mnie, ale że to ja podporządkuję się słodkiemu zaproszeniu Króla. Zaproszenie na ucztę weselną nie jest uwłaczające dla zaproszonych, ale dla ich nadętego pychą ego, bo to nie oni decydują kiedy będzie uczta, ale to Król chce zająć w sercach ludzi to miejsce, w którym zazwyczaj królują ich własne zachcianki i sprawy.

          Funkcjonuje wśród nas takie powiedzenie, że ten najmocniej bije, kto bije po kieszeni. Można by je tutaj zamienić i powiedzieć, że nie to dla człowieka najtrudniejsze co wymaga poświęcenia czasu, sił, różnych nakładów, ale swojej chwilowej zachcianki, tego co mnie się w danym momencie chce. Jest to najtrudniejsze dlatego, że podważa moja własną dumę.

Jeden mądry ksiądz powiedział kiedyś, że miecz przeniknął duszę Maryi. Nie było to jedno ukłucie. Maryja chodziła przez cale życie z mieczem w duszy. Ten miecz to nieustanna walka z własnym JA o podporządkowanie życia Bogu. Maryja staje się w ten sposób Mistrzynią przyjmowania Bożych zaproszeń, które domagają się odpowiedzi.

Our website is protected by DMC Firewall!